Podczas urlopów czy wakacyjnych wyjazdów często kierujecie kroki swe radosne w stronę łona. Przyrody oczywiście, choć nie tylko. Wszak odprężenie i odpoczynek są świetnymi afrodyzjakami, więc właśnie wtedy dochodzi do wielu erotycznych przygód. Nie ograniczacie się tylko do łóżka, ale popuszczacie wodze fantazji. Nawet pary z wieloletnim stażem lubią sobie czasem przypomnieć beztroskę młodości i wywinąć szybki numerek na hotelowym balkonie, podczas spaceru po leśnych ostępach (uwaga na mrówki…) czy nad brzegiem jeziora, albo wręcz i w nim. Zanurzmy się zatem w rozważania o seksie w wodzie, nim w nią samą wskoczycie…
Czy seks w wodzie jest bezpieczny?
Każdy zapewne widział kiedyś scenę uprawiania seksu pod prysznicem, w wannie, w morzu czy innym jeziorze. Zazwyczaj wyglądają kusząco, gorąco i namiętnie i bez wątpienia zachęcają do wypróbowania tego w rzeczywistości. Prysznic, wanna albo – jeśli ktoś ma przyjemność posiadania takowego – prywatny basen są miejscami, gdzie można robić sobie bardzo miłe rzeczy i do tego gorąco zachęcamy i o tym też na pewno kiedyś chętnie porozmawiamy. Teraz jesteśmy na wakacjach, obok szemrze leniwie rzeka, huczą morskie fale albo gładką toń jeziora marszczy wieczorny wiatr… Brzmi bardzo nastrojowo i romantycznie, prawda? My zaś odpoczywamy, sącząc szklaneczkę ulubionego, wakacyjnego napitku, który dodaje fantazji, ale rozsądek skutecznie usypia. I pojawia się myśl – a może być wskoczyć do tejże wody i pobaraszkować ochoczo? Znacie? My znamy.
Bo wśród zalet takiego seksu jedna jest niezaprzeczalna – pozwala na spróbowanie czegoś nowego. Odhaczenie na liście erotycznych fantazji kolejnej pozycji. A listę takową ma chyba każdy z nas, znajdują się na niej rzeczy mniej lub bardziej realne, czasem dziwne, czasem niebezpieczne. Seks w wodzie ciężko nazwać niebezpiecznym, nie ma co popadać w paranoję, jednak do najbezpieczniejszych też nie można go zaliczyć. Ma całkiem sporo wad i niesie ze sobą zagrożenia, których większość z was nie jest nawet świadoma. Od niewinnych, jak obtarcie części tylnej ciała, po dość stresujące, jak możliwość powiększenia się części przedniej na następne dziewięć miesięcy…
Woda zdrowia doda
Powiedzenie stare, znane i… nieaktualne. Sprowadźmy wakacyjny, milutki nastrój na chwilę z wody na ziemię. Przypominacie sobie, kiedy ostatnio raz piliście wodę z jeziora czy rzeki? Zaryzykujemy odpowiedź, że albo bardzo dawno, albo wcale. Słusznie, bo większość wód powierzchniowych i przybrzeżnych w Polsce, da się najlepiej określić słowami syf, kiła i mogiła. Ta dosłowność nie jest przypadkowa.
Każdy, kto był nad morzem czy jeziorem wie, ile rzeczy w nim pływa. Pety, butelki, ścieki, wypłukiwane z pól nawozy sztuczne i środki ochrony roślin, cała tablica Mendelejewa, a za nią zawiązana prezerwatywa, z zawartością w środku. Nie trzeba też Sherlocka Holmesa, by domyślić się, czemu na twarzach osób zażywających kąpieli – i to nie tylko dzieci – w pewnym momencie pojawia się błoga ulga, po czym szybko odpływają one parę metrów dalej…
To widać w dzień. W nocy nie tylko wszystkie koty są czarne, ale i woda również mało przejrzysta. Można się zapomnieć, zwłaszcza gdy w żyłach huczy podniecenie, a w głowie szumi upojenie (świeżym powietrzem rzecz jasna).
Zapewne nie odważycie się wypić nawet łyka takiej wody, prawda? A w czasie seksu bez problemu dostanie się ona do wnętrza kobiety. Mężczyzna, jak to mężczyzna, jest zazwyczaj na luzie. W jego przypadku na niebezpieczeństwo narażona jest w zasadzie tylko główka penisa, resztę chroni gruba skóra. W przypadku kobiety cały ten „syf” pływający w wodzie napływa również do waginy. Ruchy mężczyzny skutecznie go wtłaczają… Dodatkowo ruchy wody wypłukują naturalną florę bakteryjną kobiety, pełniącą wszak funkcję ochronną. Skutkiem tych kilku czy kilkunastu minut przyjemności mogą być infekcje, wywołane przez bakterie czy drożdże.
Dziarskie „pompowanie” partnera bardzo skutecznie zaznajamia kobiece wnętrze także z drobinkami piasku. Niby malutkie, przyjemne do plażowania, to w środku okazują się być bardzo twarde i nieprzyjemne. Skutecznie potrafią obetrzeć, nieraz wręcz do krwi. Piasek najbardziej daje się we znaki w czasie seksu nad morzem, gdy przybój falami uderza w wasze splecione ciała. Widok w filmie bez wątpienia romantyczny i podniecający, po wcieleniu go w życie jest spora szansa, że będziecie powtarzać „Nigdy więcej”. Nie pytajcie, skąd wiemy…
Morze kryje w sobie też jeszcze jedną zasadzkę. Słone jest. Czasem mniej, czasem bardziej, ale woda zawsze szczypie w „te miejsca”.
Zalecenia ginekologiczne stanowią, że po seksie w jeziorze czy innej „naturalnej” wodzie, należy dokładnie się wypłukać i użyć preparatów odbudowujących florę bakteryjną pochwy. Brzmi to bardzo rzeczowo, ale lepiej przyjąć taką bolesną prawdę niż bolesną infekcję.
W tym momencie może odezwać się głos rozsądku – przecież w dzień w tej wodzie ludzie się kąpią i nie mają infekcji, a w nocy uprawiają seks i mają? No halo? Zgadza się – rozsądek zawsze jest wskazany. To nim się kierując duża część kobiet wchodzi do wody nie zanurzając miejsc intymnych. Jedynymi z najpopularniejszych gości na kąpieliskach są takie bakterie jak pałeczka okrężnicy (Escherichia coli), paciorkowiec kałowy, gronkowiec złocisty, chlamydia. Nawet jeśli nie występują w stężeniu wystarczającym do zamknięcia kąpieliska, to i tak mogą zafundować nieprzyjemną niespodziankę. Nie muszą. Mogą. Pamiętajcie wiec, że jeśli w dzień woda wygląda tak, jak wygląda zazwyczaj na polskich plażach i w jeziorach, to w nocy nie została cudownie przemieniona w krystalicznie czystą.
Woda jest mokra…
Jak mawiał Bruce Willis w jednym ze swych filmów: “Woda jest mokra, niebo niebieskie, a kobiety mają swoje tajemnice”. Zaś jedną z tajemnic kobiecego ciała jest fakt, że do satysfakcjonującego stosunku wymaga ona odpowiedniej dozy nawilżenia. Naturalna lubrykacja pojawia się wraz ze wzrostem poziomu podniecenia, czyli zazwyczaj w czasie gry wstępnej. Przy szybkim numerku w wodzie raczej brak tych kilku-kilkunastu minut, by kobieta była odpowiednio podniecona. Powodować to może dyskomfort dla niej, a także trudność we wprowadzeniu członka dla partnera.
Znowu może pojawić się głos rozsądku – ale przecież woda jest mokra. No tak. Jest. Ale co z tego? To, że jest mokra, nie oznacza, że nawilża. Prawdę mówiąc jest odwrotnie. Jej obecność w pochwie, w połączeniu z ruchem mężczyzny, prowadzi do tego, że to naturalne nawilżenie zostaje wypłukane. Paradoksalnie więc pochwa zamiast być bardziej mokra, to staje się bardziej sucha…
Rozwiązaniem poprawiającym komfort jest w tym przypadku użycie silikonowego środka nawilżającego. Dlaczego takiego? Bo silikon nie rozpuszcza się w wodzie. Jego obecność będzie dłużej odczuwalna, powinien on uzupełnić i dopełnić naturalną lubrykację, pozwalając kobiecie mocniej odczuwać przyjemność. Pytanie, czy podczas spontanicznego seksu w jeziorze macie w kieszeni środek nawilżający?
Nie jesteście sami
O ile nie wyjechaliście w jakąś dziką dzicz, to kwaterujecie w ośrodku, w którym są dziesiątki czy setki innych osób. Cytując Irenę Santor „Już nie ma dzikich plaż”, niemal zawsze gdzieś, ktoś jest w pobliżu. Możliwość bycia podglądanym przy miłosnych uniesieniach na część osób działa stymulująco i podniecająco. Nawet oni jednak powinni pamiętać, że mamy XXI wiek. Smartfony są podstawowym elementem wyposażenia wakacyjnego, a filmik z wami w roli głównej może jednym kliknięciem być posłany w odmęty internetu. Może więc nie róbcie tego na środku kąpieliska czy pod słupem „Plaża monitorowana”…
Pół biedy, jeśli na drugi dzień przy śniadaniu sala wstanie i zacznie klaskać. Ale mogą przerwać wam też smutni panowie, a słowa „Dobry wieczór, starszy posterunkowy Maliniak” ostudzą nastrój skuteczniej niż wiadro bosmana po saunowaniu. Szczególnie, gdy dokumenty zostały w pokoju.
Zupełnie zaś serio mówiąc, faktycznie takie zachowania są wykroczeniem. „Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny”. Czyli najbezpieczniej nie krzyczeć i po szyję skryć się w tataraku, udając kaczkę?
Bez obaw. Za numerek na plaży nie wsadzą was do więźnia, a na pewno może przybyć ciekawa historyjka do opowiadania dzieciom gdy dorosną. Może nawet zakończycie ją słowami „I stąd się właśnie wzięliście”.
Woda to życie
Piękne powiedzenie. Jakże prawdziwe. Pytanie, czy życzycie sobie, by było prawdziwie także w waszym przypadku? Zagrożenie niechcianą ciążą w przypadku seksu w wodzie jest dość realne. Świadomość, do czego może dojść, warto mieć w głowie, jeśli nie planujecie powiększenia rodziny. Na skuteczność działania tabletek hormonalnych woda nie ma żadnego wpływu, ale o globulkach można rzecz jasna zapomnieć. Gorzej, że popularna prezerwatywa w czasie takiej zabawy lubi sprawiać problemy.
Samo nałożenie jej jest trudniejsze, niż w zaciszu domowej sypialni. Stan podniecenia, ewentualny wesoły nastrój od bąbelków, pośpiech, obawa przed podglądaniem tworzą miks, w czasie którego pożądanie walczy z rozsądkiem. Część par może więc machnąć ręką na zabezpieczenie, ale to charakterystyczne dla wszystkich szybkich numerków, nie tylko dla „wodnych”.
Natomiast podczas seksu w wodzie kondom lubi się rolować, podwijać, mniej pewnie trzymając się na członku. W skrajnym przypadku może zsunąć się całkowicie, a jeśli dojdzie do wytrysku bez zabezpieczenia….
Dodatkowo powierzchnię prezerwatywy mogą nadwyrężyć drobinki piasku. Standardowa grubość osłonki to 0,045-0,07mm, piasku jakieś 2-3 razy więcej, w dodatku łobuz ma ostre krawędzie. Nie powinien przeciąć czy przebić lateksu, ale jeśli go osłabi, to prezerwatywa może pęknąć. I bez niego się to przecież zdarza.
W skrajnie niefortunnym przypadku czeka was trochę gorączkowego liczenia dni od i do okresu. Albo szukanie miejsc, gdzie można kupić pigułki, których prawie nigdzie nie można kupić. Ale też macie szansę, że na kolejne wakacje będziecie zbierać z 500+. Jest to jakieś pocieszenie…
A plusy jakieś są?
Oczywiście, że są. Jeden główny, o którym wspomnieliśmy na początku, czyli po prostu coś nowego do kolekcji erotycznych przygód. To wcale nie jest mało. Można nawet zaakceptować pewne zagrożenia, jakie ta przygoda niesie. Najważniejsze, by być ich świadomym. Prawdę mówiąc, seks w wodzie dużo lepiej wypada, jeśli jest zaplanowany. Wtedy można się odpowiednio do niego przygotować i zabezpieczyć przed skutkami ubocznymi.
Jeśli teren jest nieznany, a w wodzie mogą kryć się jakieś konary, śliskie kamienie, muszle, albo co gorsza rozbite butelki po piwie marki piwo, to najbezpieczniej wejść do niej w butach. Specjalnych na plażę, albo zwykłych, wyschną przecież. Na normalnych kąpieliskach, rozpoznanych w dzień zwiadem taktycznym podczas plażowania, nie ma takiej potrzeby. Warto jednak mieć ze sobą ręcznik, by plecy i pupa nie były wyszorowane piaskiem do krwi. I drugi, by oboje partnerów mogło się szybko okryć, gdy pojawi się Słoneczny Patrol albo niechciane towarzystwo. Silikonowy lubrykant w kieszeni na wszelki wypadek też nie zaszkodzi a i gatki pod nim się nie oberwą.
Tak przygotowani idziecie wieczorem albo w nocy na plażę. Kąpiecie się, pluskacie, zaczynacie się dotykać, pieścić, bawić swoimi ciałami. Jest bardzo przyjemnie, idealne dopełnienie beztroskich, wakacyjnych wyjazdów. Możecie przejść bliżej brzegu, na płytszą wodę, w której wygodnie można kochać się na pieska albo na siedząco. Albo jeszcze bliżej, by jedna osoba mogła leżeć na plecach, z głową ponad wodą (nad morzem uwaga na przypływ:). Warte polecenia jest też spróbowanie seksu na głębszej wodzie, nawet po ramiona, o ile umiecie pływać i nie jesteście pod wpływem wakacyjnych napitków. To świetna okazja na przećwiczenie pozycji, gdy mężczyzna stoi i podtrzymuje kobietę, która oplata go nogami. Dość trudna i rzadko praktykowana, bo wymaga sporo męskiej siły i nie za dużo kobiecej wagi. Ale w wodzie ciało wydaje się ważyć mniej (kłania się prawo Archimedesa), a ta pozycja może nagle okazać się możliwa.
Seks w wodzie niesie ze sobą pewną dozę zagrożeń i nie wszystko w nim jest w pełnie bezpieczne. Ale daje też, prócz fizycznej przyjemności, dreszczyk emocji. Trochę w nim zakazanego owocu, trochę powrotu na łono natury i pierwotnej dzikości. Warto przeżyć go w czasie wakacji, choć lepiej, by było w nim trochę planowania a nie pełen spontan.
Pozostając w podobnym temacie – co sądzicie o seksie w samochodzie?