Nie ma życia bez kłótni. Nie ma też związków bez niej. Czasem będzie to drobna sprzeczka, czasem o ścianę uderzy serwis z porcelany. To normalne i nieuniknione, bo nie można zgadzać się z drugą osobą, nawet kochaną najbardziej na świecie, zawsze i we wszystkim. Co więcej, to nie kłótnie mogą świadczyć o złej kondycji związku, ale ich brak. I tak samo, jako konieczne są kłótnie i spory, tak konieczna jest też umiejętność godzenia się po nich. Nie jest to łatwe, o czym przekonują się pary każdego dnia. Spróbujmy podpowiedzieć, jak pogodzić się po kłótni. I nie, niekoniecznie musi to być seks na zgodę.
Krajobraz po kłótni
Kiedy skończycie się już kłócić, zazwyczaj nastaje cisza po burzy. Z psychologicznego punktu widzenia, i biorąc pod uwagę przyszłość związku, cisza jest zła. Niezależnie od tego, jaki jest jej powód, czy partner/partnerka trzaskają drzwiami wychodząc, czy też milczą, czekając na reakcję drugiej strony, pewni swych racji i oczekujący przeprosin, czy też może mający uczucia drugiej strony w głębokim poważaniu. Nawet jeśli racja naprawdę i obiektywnie (na ile to możliwe) leży po naszej stronie, to lepiej być stroną inicjującą rozmowę i rozwiązanie konfliktu, niż pozwolić, by przybrał on postać cichych dni. Spuszczenie zasłony milczenia, pogrzebanie konfliktu w codzienności i przejście nad nim do porządku dziennego nie sprawi, że on zniknie. Usunie się tylko, by przy następnej okazji wrócić ze zdwojoną siłą.
Milczenie zresztą potrafi boleć bardziej niż krzyk. Z krzykiem można żyć, nawet odpowiedzieć na niego równie głośno. A co przekazuje nam milczenie? Że partner/partnerka nie chce z nami rozmawiać, bo nie uważa nas za godnych rozmowy. Nie szanuje, więc się nie odzywa. Nie informuje o niczym, trzyma w niepewności co do swoich uczuć i odczuć. Stwarza wrażenie, że jesteśmy dla niej/niego nic nie warci, cierpimy więc albo odpowiadamy tak jak umiemy – krzykiem lub również milczeniem. Czy milczenie po kłótni ma więc jakikolwiek sens? Jeśli zależy wam na związku, to żaden. Jeśli chcecie skrzywdzić swoją, chyba kochaną, połówkę, to tak, wtedy możecie milczeć.
Co robić po kłótni w związku?
Skoro nie milczeć, to oczywiście rozmawiać. Ale nie od razu. Dajcie sobie, wam, odpocząć chwilę i ochłonąć. Jeśli musisz wyjść, by to zrobić, powiedz o tym. Nie odchodźcie w siną dal, a tym bardziej nie szukajcie pocieszenia u swojej/swojego ex. Po prostu powiedzcie, że potrzebujecie chwili dla siebie. Idę się przejść, ale wrócę. Kocham Cię, ale teraz nie mam siły o tym rozmawiać. Nie chcę teraz na Ciebie patrzeć, muszę to wszystko przemyśleć. Takie słowa świadczą o chęci rozwiązania konfliktu, ale też o dojrzałości. Są trudniejsze, niż wycofanie się, milczenie, trzaśnięcie drzwiami i odejście.
A ten czas dla siebie naprawdę jest potrzebny. By się uspokoić, bo inaczej sama próba rozmowy może wywołać kolejną burzę. Nie ostygliście jeszcze na tyle, drżą wam ręce, w głowie szumi od adrenaliny. Jak tu rozmawiać, skoro w pamięci macie jeszcze każdy jej/jego gest i słowo?
Fazę wyciszenia spróbujcie wykorzystać, by zastanowić się, czy ta kłótnia naprawdę miała sens? Czy była to drobnostka, rozdmuchana np. przez stres w pracy i zły dzień, czy faktycznie dotyczyła rzeczy, o których w innych okolicznościach też byście mogli się pokłócić? Spróbujcie też odpowiedzieć sobie na pytanie – kto miał rację? Czy przypadkiem nie jest tak, że wina leży po waszej stronie, ale nie chcąc się do niej przyznać (bo kto by chciał) atakujecie partnera/partnerkę?
Przepraszam, ale Ty
Odpoczynek od siebie nie powinien być zbyt długi. Może to być godzina czy kilka, ale zazwyczaj najdalej na drugi dzień warto wrócić do rozmowy i przejść do fazy porozumienia. Wybierając do niej stosowny moment, byście mieli wystarczająco dużo czasu na rozmowę. Nie wtedy, kiedy on/ona musi zaraz wyjść, albo dopiero wrócił/wróciła z pracy.
Przepraszam jest ważnym, ale też bardzo podstępnym słowem. Powinno paść na samym początku, jako przeprosiny za sam fakt, że się kłóciliście. Tak przepraszając, nie mówicie jej/jemu, że nie macie racji, że „przegraliście” tę kłótnię. Dopiero później można przepraszać za samą sytuację, która spowodowała wasz konflikt. Czemu więc to słowo jest podstępne? Bo przeprosiny muszą być szczere, by cokolwiek znaczyły i nie były pustym słowem. Niech to nie będzie samo „Przepraszam”, po którym nastąpi całus czy ciągnięcie do łóżka na seks na zgodę.
Musicie czuć żal, za to co się stało i za to, jaki to miało wpływ na partnera/partnerkę. I powiedzcie to, pełnym zdaniem. Nie zapominając o przyszłości – obiecanie poprawy, zapewnienie, że będziecie unikać określonego zachowania, że spróbujecie sprawić, by coś się nie powtórzyło, jest równie ważne, jak same przeprosiny.
Przepraszam to też słowo, które (zapewne) usłyszycie. Też ważne i podstępne, bo jeśli jest szczere, to wypadałoby je przyjąć. Zastanowić się nad powodem kłótni i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy skoro on/ona przeprasza, to czy możecie wybaczyć? Nie zapomnieć, bo to raczej abstrakcja, chociaż słowa „Dobra, zapomnijmy o tym” padają jakże często. Wybaczyć, w teorii przynajmniej, można wszystko czy prawie wszystko. W praktyce są kwestie, które wybaczeniu podlegają dopiero po długiej terapii, albo i wcale – jak zdrada, która często związek definitywnie kończy. Jednak większość kłótni tyczy spraw bardziej przyziemnych, codziennych, które z perspektywy związku mają dość małe znaczenie. Przypomnijcie sobie powód kłótni, pomyślcie o swoich uczuciach do partnera/partnerki. Zastanówcie, czy ten powód sprawił, że znikła miłość i szacunek, że nie chcesz już spędzić z nią/nim reszty życia?
Jeśli przepraszacie i szukacie kompromisu, to starajcie się zapomnieć, że istnieje zwrot ale Ty. Ja zrobiłem to, owszem, nie powinienem, ale Ty… W tym momencie sygnalizujecie, że nie macie pełnej woli wypracowania kompromisu i współpracy w rozwiązaniu konfliktu. Zresztą niebezpieczne jest zarówno słowa ALE, jak i TY.
Ja też się liczy
Starajcie się mówić o sobie, nie o partnerze/partnerce, nie wiązać z nimi własnych odczuć. To trudne w zastosowaniu, przynajmniej na początku, ale bardzo skuteczne.
Tak zwane komunikaty typu JA, na które zwraca uwagę min. wielu terapeutów i psychologów, to mówienie o sobie, o swoich uczuciach. Komunikaty typu TY mówią o osobie, która te odczucia wywołała, więc już z założenia są oskarżycielskie i konfliktogenne. Prosty przykład – Ty mnie nie słuchasz! kontra Ja mam wrażenie, że mnie nie słuchasz, czy też Denerwujesz mnie! kontra (Ja) Jestem zdenerwowany. W komunikatach TY występuje osąd, dają do zrozumienia, że partner/partnerka robi coś źle. Są jakby stwierdzeniem faktu, więc reakcja obronna przez atak, wyparcie czy przerzucenie winy jest po nich bardzo częsta.
Jak więc widzicie, już samo podejście do rozmowy po kłótni, do godzenia się, warunkuje, czy uda się dojść do rozmowy o kompromisie.
A wypadałoby, bo przecież oboje chcecie (chyba) rozwiązania sytuacji i oczyszczenia atmosfery. Kompromis jest sztuką godzenia się, ale też godzenia własnych racji. Dzięki niemu po zakończeniu rozmowy obie strony mają poczucie, że udało im się coś zyskać, coś osiągnąć. Na jakimś polu też ustąpić, ale w związku są dwie osoby, a racja nie może leżeć zawsze wyłącznie po stronie jednej z nich. Sytuacja, kiedy jedna strona ustępuje, by mieć święty spokój, nie prowadzi do niczego dobrego, bo konflikt cały czas trwa, tylko nie słychać go ani nie widać. Do czasu.
(O tym, co może powodować konflikty w związku pisaliśmy min. w artykułach Brak seksu rodzi frustrację i Rodziny patchworkowe